16 lutego 2021

Ferie 2021

Wbrew sceptycznym opiniom otoczenia 12 lutego wybraliśmy się na długo wyczekiwane ferie. Dla jednych była to świetna okazja do świętowania zakończonej sesji, a dla drugich upragniony urlop. Na szczęście wszystko powiodło się zgodnie z planem – akurat od tego dnia otwarte zostały stoki, hotele i termy. Stęsknieni za doborowym towarzystwem, czyli naszą akademicką rodzinką, ruszyliśmy pociągiem do Zakopanego. Tam, w Willa Baja, czekała na nas znajoma gaździna, która potem każdego dnia rozpieszczała nas pysznym domowym jedzeniem i świeżo upieczonym ciastem. Naszą pierwszą destynacją był wodospad Siklawica. Obowiązkowym punktem programu były oczywiście wieczorne dzikie pląsy w rytm Hitów z Satelity. Od soboty do wtorku w ciągu dnia szusowaliśmy na nartach w Białce lub wędrowaliśmy po górach, a wieczorami „szliśmy w tango” – w końcu imprezy ostatkowe to nasza tradycja. Niedzielną celebrację walentynek rozpoczęliśmy od Mszy Świętej na Wiktorówkach, którą odprawił nasz duszpasterz, ks. Artur, następnie podziwialiśmy widoki na Rusinowej Polanie, by resztę dnia spędzić na romantycznym stoku przy świetle księżyca. Czy ktoś kiedyś lepiej przeżył walentynki?
     Pan Genio, nasz ulubiony lokalny Kubica, swoją strzałą bezpiecznie przewoził nas do różnych obiektów turystycznych. Jednym z nich były Termy Szaflary, gdzie po intensywnych wyprawach mogliśmy zanurzyć się w ciepłych bąbelkach i nabrać sił na kolejne dni. A gdy Środa Popielcowa rozpoczęła Wielki Post, w miejsce potańcówek wjechały planszówki, również sprzyjające integracji.
    Wśród uczestników naszego wyjazdu nie brakowało śmiałków, którzy swoje narciarskie skille mogli praktykować, zjeżdżając z Kasprowego Wierchu! Ci, którzy te ferie woleli spędzić rekreacyjnie, wybierali spontaniczne wędrówki po górach czy spacery po Zakopanem. Kulminacyjnym punktem programu był kulig. Wieczorem, gdy już było widać piękne gwiazdy na niebie, wsiedliśmy na sanie, zapaliliśmy pochodnie i ruszyliśmy w rytm dzwonków zawieszonych na szyjach koni, które prowadziły nas przez ośnieżone lasy i polany. Delikatny wiatr we włosach i niezapomniane widoki górskich domów z oddali umiliły nam podróż. Na miejscu czekały na nas góralska kapela oraz ognisko z kiełbaskami, oscypkami i herbatką z prądem. Z pewnością zapamiętamy ten wieczór. Był jedyny w swoim rodzaju.
   Naszym ostatnim celem była piękna Dolina Kościeliska, w której, wygrzewając się na słonku, zajadaliśmy szarlotkę i cykaliśmy zdjęcia. Najlepsza jednak była sama droga tam i z powrotem, gdyż mogliśmy porozmawiać ze sobą na wiele ciekawych tematów, stęsknieni za wspólnym towarzystwem, którego brak odczuliśmy podczas lockdownu.
W ten sposób naładowaliśmy baterie na kolejne miesiące. Odliczamy już dni do wspólnej majówki. Tym razem Karkonosze!